Wstęp

Hejka, witam bardzo serdecznie na moim blogu. W tej historii mam zamiar umieść historię pewnego elfa z dzieł J.R.R. Tolkiena, mam na myśli Legolasa. Opisze każdą chwilę z jego życia od dnia narodzin do odpłynięcia do Amanu, więc myślę, że ten blog spodoba się wszystkim jego fanom. Zapraszam!

niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział 21

Tauriel nałożyła strzałe na cieciwe. Wymierzyła w tarczę na drzewie. Trafiła w sam środek. Obróciła się w stronę elfa który bił jej brawo.
- W końcu ci się udało. - Legolas wystrzelił strzałe. Wbiła się w sam środek strzały Tauriel. - Ale żeby mi dorównać musisz się bardziej postarać.
Tauriel przewróciła oczami.
- Twoje ego rośnie z dnia na dzień.
Tauriel zauważyła, że jej przyjaciel się zmienił. Nie tylko fizycznie. Zmienił się jego charakter. Lego stał się wręcz nie do wytrzymania. Był złośliwy i egoistyczny. Nabiał się z Tauriel zawsze jak coś jej nie wychodziło. Nie miała pojęcia skąd tak drastyczna zmiana. Zaczął pyskować nawet ojcu. Wszyscy zaczęli tłumaczyć to okresm buntu, ale Tauriel uważała inaczej. Thranduil starał się mu zastąpić matkę, lecz młodemu dorastającemu elfowi potrzeba matczynej ręki. Legolas miał jedynie obraz i posąg.
- Pff, ćwicz nie gadaj, bo nigdy nie będziesz tak dobra jak ja.
- Dlaczego taki jesteś?!
Książę spojrzał na nią ze znużeniem.
- Jaki? Zachowuje się tak jak zawsze. Zachowuje się tak samo kiedy się poznaliśmy...
- O nie, nie jesteś taki jak wtedy! Jesteś opryskiliwy, arogancki, pyskatym księżątkiem nie mający szacunku do własnego ojca!
- Nie zapomnij, że czterysta lat temu ubłagałem go aby pozwolił ci uczęszczać na treningi i zwiady! Gdyby nie ja...
- Oj cicho bądź! Nie cierpię cię! Jesteś napompowanym balonem, który rośnie i rośnie! Stałeś się idiotą!
Ze łzami w oczach wybiegła z terenu treningów.
Legolas stał na środku placu z łukiem w ręku. Zagryzł wargę i wyciągnął strzałe z kołczanu i ponownie wystrzelił w kierunku tarczy. Strzała wbiła się w po raz kolejny w środek. Tym razem nie ucieszyło go to.

Thranduil dwa dni temu wyruszył do Samotnej Góry. Krasnoludy wysłały mu wiadomość, że mają w skarbcu coś co należy do niego. Miał wielką nadzieję, że chodzi właśnie o naszyjnik Lianny. Król spod Góry ustawił warunek. Thranduil miał okazać mu należyty szacunek i przyznać, że jego potęga jest niewyobrażalna, a królestwo niezwyciężone. Thranduil nie miał najmniejszej ochoty na przystawianie na te warunki, lecz w grę wchodził naszyjnik ukochanej żony.
Przy bramie stali strażnicy i komitet powitalny składający się z dużej grupy krasnoludów i brązowo-czarnych chorongwii. Krasnolud z długą, białą brodą i w bordowym płaszczem skłonił się przed królem.
- Wasza Wysokość, w imieniu króla spod Góry witam cie w naszym królestwie.
Thranduil skinął głową. Nie zdziwiło go, że Wielki, Najwspanialszy i Najbogatszy Król Krasnoludów nie powitał go osobiście, tak jak to robią wszyscy królowie. Thrór był tak zaślepiony swym złotem, że nie chciał wychodzić na zewnątrz z obawy, że jeśli opuści swój największy skarb to ktoś go ukradnie.
Zsiadł z łosia, a Malachonir i reszta z gracją zeskoczył z koni. Krasnoludy odoprowadziły zwierzęta do stajni stojącej obok. Dumnym krokiem ruszył za krasnoludem.
Buchar, bo tak mu było na imię prowadził ich przez korytarze Samotnej Góry. Pełno było przejść, wyjść, innych korytarzy. Nie jeden by się zgubił w tym labiryncie. Thranduil z nie chciął przyznał ze owy królestwo jest naprawdę piękne i zapiera dech w pierśach. Spojrzał na kapitana. Malachonir rozglądał się z zachwytem.
- W życiu nie chciałbym się tu zgubić...- mruknął jeden z elfów. Jakby spojrzeć na to z logicznej strony to młodzieniec krążył by po tych korytarzach dobre kilka lat zanim znalazł by właściwie wyjście które nie kończą się pewną śmiercią.
- Panie- odezwał się Buchar. - Król nie zdarzył się odpowiednio przygotować na tak wczesną audiencje, więc  proszę pozwolić, że moi ludzie oprowadzą ciebie i twoich ludzi po naszym zamku i pokażą cześć naszej architektury.
- Będzie to dla mnie nie lada przyjemność zwiedzić to miejsce choć trochę.
Thrór wiedzial od tygodnia, że przybędzie o tej porze. Była to jedynie wymówka i dobrze o tym wiedział. Syn i wnuk zapewne próbują odciągnąć go od złota i diamentów. Zgodził się nie tylko by podziwiać wnętrza, ale by uniknąć nie potrzebnego konfliktu. Thrór wpadł by w szał gdyby we własnej osobie odwiedził jego skarbiec co byłoby wyłącznie jego wina. Thranduil nie mógł marnować cennego czasu na wieczne czekanie na tego pogrążonego gorączka złota starca. Nie obchodziły go problemy tego starego dziwaka. Sam miał większe, jedyny syn sprawiał problemy wychowawcze, Tauriel nie mogła się skupiać na nauce i treningach przez docinki Legolasa, a Malachonir i Ellarhien nie długo zostaną rodzicami. Thranduil sam był szczęśliwy, ale nie chciał by podczas jednej wypraw lub bitew Ellarhien straciła męża. Nikomu nie życzył utraty ukochanej osoby więc postanowił przenieść Malachonira na inne stanowisko. Jako jeden z doradców króla będzie wyjażdżać na bitwy tylko w razie ostateczności. Thranduil zdawał sobie sprawę, że są inne elfy ale nie mógł przenieść wszystkich na inne stanowiska i tego właśnie żałował. Kiedy Malachonir przesadnie pełnić funkcję kapitana straży będzie musiał wybrać kogoś innego. Ostatnimi czasy ciągle ma pod górkę.

Ellarhien była  w czwartym miesiącu ciąży i wciąż była piękna. Ciągle zajmowała się Tauriel, mimo, iż elfka sama potrafiła się uczesać to nie potrafiła dobierać ubrań na przyjęcia. Ellarhien była wdzięczna, że ciągle może pomagać swojej już nie małej podopiecznej.
Tauriel nie była już małą dziewczynką z piegami i rudymi włosami. Była dziewczyną a już nie długo kobietą z piegami i rudymi włosami. Miała moce ramiona od treningów i walek z Legolasem. Piękną, waleczna, uporczywa i uparta. Tak moża ją opisać. Wychowanka króla cały czas mieszkała w królewskich komnatach i była traktowana jak prawdziwa córka Thranduila. Jednak nigdy nie nazawała go "tato" lub "ojcze" uznała, że nie jest tego godna. On także nie nazywał ją córką. Mówił do niej " kwiatuszku", "kochanie", ale nigdy "córko". Z Legolasem było podobnie. Byli dla siebie jak brat i siostra, ale nie nazawali się tak. Byli najlepszymi przyjaciółmi...choć ostatnimi czasy zaczynała w to wątpić.
- Dlaczego on się tak zachowuje? - Tauriel siedziała na łóżku w swoim pokoju, a Ellarhien szyła obok ubranka dla swojego dziecka. - Tylko proszę...nie mów, że to przez okres buntu.
- Zdaje mi się, że poprostu chce zwrócić na siebie uwagę lub tak jak kiedyś mówiłaś brakuje mu matki. Król jest wspaniałym ojcem o czym wiesz, ale choćby nie wiem jak by się starał nie zastąpi Legolasowi Lianny.
- To znaczy, że już zawsze taki będzie? - spojrzała na nią z bólem. Chciała aby jej dawny Legolas wrócił. Nie chciała tego aroganckiego książątka. Chciała przyjaznego i wesołego księcia, Legolasa który był jej najlepszym przyjacielem.
- Trudno mi powiedzieć. Mam nadzieje, że nie, ale to wszystko zależy od niego. Jeśli będzie chciał się zmienić, jeśli naprawdę zależy mu na ojcu i tobie to się zmieni. Wiem, że chcesz mu pomóc, ale sam musi to tego dojść.

- Thranduilu, powiedz czy moje królestwo jest tak wspaniałe jak śpiewają w pieśniach?
Elf powstrzymał się aby przewrócić oczami. Chciał mieć już tą błazenadę za sobą, wziąść to co jego i wróci do domu.
Odchrzaknął i rzekł:
- Muszę przyznać, iż twe królestwo jest imponujące i tak jak powiadają nie do zdobycia...Samotna Góra naprawdę jest cudem architektury. A ty Thrórze jako jej król zasługujesz na taką samą opinie. Dlatego właśnie przy wszystkich tu zgromadzonych przyznaje, że twa władza jest potężna.
Thrór słuchał tego dumnie siedząc na tronie. Wspaniałe było to uczucie patrząc na elfa z wysokości. Wspaniałe było czuć się większym od niego.
- Dziękuję ci królu Mrocznej Puszczy za słowa uznania...
- W liście wspomniałeś, że posiadasz rzecz, która jest moją własnością...
- Tak, tak hmm...tak Buchar!
Krasnolud wyszedł z szeregu. W dłoniach trzymał małą szkatułkę. Stanął przed Thranduilem. Na rozkaz króla Buchar uniósł wieko. Ze środka bił oślepiający blask. Pośród diamentów i kryształów leżał naszyjnik Lianny. Piękny tak samo jak tamtego dnia. Ledwo widoczne łzy iskrzyły się w oczach elfa. Po tylu latach...Lianno, najdroższa znalazłem...ale nie przywróce ci życia...
Wpatrzony w skarb pragnął go dotknąć, wziąść i zawieść do domu...pokazać synowi. Juz prawie go miał...gdy nagle Buchar zatrzasneł szkatułkę przed palcami Thranduila.
- Co to ma znaczyć?!
- Chyba nie myślałeś, że ci go oddam. To co jest w moim skarbcu pozostaje w nim na zawsze! - Thrór roześmiał się a echo jego śmiechu nosiło się po całym królestwie.
- Była umowa!
- Oj wybacz musiałem coś przegapić. Jednakże przyznaleś, że...
- Jesteś kłamcą i oszustem! - Warknął, odwrócił się napięcie i ruszył w kierunku wyjścia. Pozostałe elfy uczyniły to samo.
- To nie był dobry pomysł- odezwał się Thorin, wnuk Thróra. Podszedł do tronu kiedy tylko drzwi się zatrzasnęły. - To naszyjnik jego zmarłej żony. Szukał go przez wiele lat. Myślisz dziadku, że to nie doprowadzi do nie dajcie bogowie do niepotrzebnej wojny?
- Mój drogi tak jak zauważyłeś wojna byłaby nie potrzeba, a Thranduil nie lubi ryzykować życia swoich poddanych. Albo pogodzi się ze stratą albo okaże się głupi i wymowie nam wojnę.

Legolas wyszedł na most by powitać ojca. Tauriel stała obok. Znowu się po kłócili. Thranduil zszedł z łosia i odrazu było widać że jest wściekły.
- Co się okazało tym...
- Co?! Wiesz co?!- Ryknął na syna. Legolas cofnął się wystraszony do tyłu. Tauriel stała obok i wraz z Malachonirem patrzyła na coś czego niegdy nie potrafiła sobie wobrazic.
- Naszyjnik twojej matki! Ten sam który miała na sobie w momencie śmierci! Te gnidy ukradły go orkom wiele lat temu i teraz jeszcze nie chcą go zwrócić! Na Valarów czy ty zawsze musisz się zachować jak rozkaprzyszony dzieciak?!
- Ale ja...
- Myślisz, że cały czas będziesz się tak zachowywać?! Myślisz, że całą wieczność będę znosić twój brak szacunku?! Otóż nie! Jeśli się nie zmienisz pożałujesz że takie odzywki w ogóle przyszły ci do glowy!

Legolas siedział w pokoju ściskając w dłoniach ołówek. Próbował rysować. Zawsze rysuje kiedy chce się zrelaksować. Teraz jednak nie pomagało. Nie mógł uwierzyć w to co widział i w to co słyszał. Ojciec nigdy się tak nie zachowywał. W szoku był nawet Malachonir. Coś w nim pękło, Legolas wiedział to doskonałe. Od śmierci matki minęło sporo czasu lecz ani on ani król nie zapomnieli o naszyjniku.
- Nic już nie będzie takie jak dawniej. - Powiedział cicho do portretu matki.

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 20

 Od tego zdarzenia minęło dziesięć lat, lecz to dla Elfa jedynie ułamek sekundy. W tym czasie we Śródziemiu nie stało się nic godnego podziwu. W tym czasie w królestwie na południe tron po zmarłym król przeją nowy władca. W Mrocznej Puszczy także nic się nie działo. Może tylko dzień po powrocie Thranduila i Elronda było sporo zamieszania z powodu tajemniczej bestii, jednak sprawa szybko ucichla ze względu na zakaz króla. Nikt nie mógł rozmawiać o powtórze.
 Życie elfów Mrocznej Puszczy toczyło się powoli i spokojnie. No...prawie spokojnie. Od czasów dzieciństwa Thranduila nie było w Królestwie taki elfów jak Legolas i Tauriel. Dzieci rosły jak na drożdżach. Tauriel piękniała w oczach, ogniste włosy sięgały jej do połowy pleców, a oczy zrobiły się jeszcze bardziej zielone, niczym dzika trawa skąpana w porannej rośie. Ubrana w piękne suknie i wygląd zrobił z niej małą damę. Ale tylko od zewnątrz. W środku wciąż była dzika tak samo jak reszta elfów lasu.
Legolas natomiast bardzo zmienił się w przeciągu ostatnich lat. Pogodził się ze stratą matki jednak wciąż za nią tęsknił. Złote włosy sięgały mu do łopatek. Oczy wciąż miał błękitne niczym niebo. Książę zaczął trenować strzelanie z łuku i walkę sztyletami. Co bardzo spodobało się jego ojcu i Tauriel która tak samo jak jej przyjaciel chciala trenować. Co tym razem nie spodobało się królowi.
- Tauriel, damie nie wypada walczyć. - Powiedział król podczas kolacji.
- Ale ja nie jestem nią. Jestem dzikim elfem w sukni który mieszka w pałacu z królem i jego synem. - Popatrzyła w oczy króla, a ten zobaczył ogniki dzikości takie same jakie miała Lianna. Lianna mimo iż była królową nigdy nie przestała być dzika i nic tego nie zmieniło. Mimo to postanowił  zrobić z niej małą księżniczkę.

- Zabierz mnie jutro na trening, proszę.- Legolas popatrzył w jej maślane oczy.
- Wybacz to nie dla ciebie...
- Co??!! Żartujesz sobie! Oczywiście ze dla mnie! Moja mama takaże walczyła...
- Tauriel...
- Ja też chcę...walczyć jak ty...
Legolas nie potrafił się oprzeć łzom i Tauriel dobrze o tym wiedziała.
- Porozmawiam z tatą. - Tauriel przytuliła mocno księcia z radości.

- Ktoś cię rozweselił? - Spytała Ellarhien kiedy ta następnego dnia czesala jej włosy.
Elfka krecila się wokło własnej osi i śmiała się.
- Malachonir, wczoraj wyznał mi miłość!- Tauriel rzuciła się opiekuńce na szyję. Tak bardzo cieszyła się z jej szczęścia, wiedziała, że kapitan straży jest zakochany w elfce. Zauważyła to na urodzinach króla kiedy pilnowała chorych synów Elronda. Widziała jak ze sobą tańczyli i patrzyli w oczy, to wszystko powtarzalo się co roku. Pomijając pijanych bliźniaków oczywiście.


Rozdział i tak spóźniony ale jest nudny oczywiście ale elfy nam podrosly i zaczynają się pierwsze schody w wychowaniu :)
Jak tam rozdanie świadectw? Mam nadzieje, że dobrze ;) U mnie był pasek oczywiście nie na tyłku xD Gdzie jedziecie na wakacje? Ja jadę na obóz harcerski i do Energylandi tylko nie wiem kiedy. Pozdrawiam :*


niedziela, 24 kwietnia 2016

Fragment "Cieni"

Cześć, moi Drodzy! Otóż w sprawie rozdziałów albo raczej ich braku to jest wszystko, absolutnie i bezdyskusyjnie wina... moja i mojego lenistwa do nauki. Zamiast uczyć się na początku semestru to oczywiście wspaniała ja odkładałam to wszystko, aż w końcu luty zamienił się w końcówkę kwietnia i muszę podciągać tróje na czwóry i czwóry na piątki. Przez co nie mam w ogóle czasu na bloga jak i również na inne rzeczy. Ostatnio robiłam z Kotem zadanie na konkurs z techniki i tak nie dokończyłyśmy, bo brało czasu. Nie rozstaje się z książką od angielskiego i matematyki. Otóż,żeby wynagrodzić wam ten długi okres czekania postanowiłam, że będę publikować krótsze czy dłuższe fragmenty książki nad która pracuję. Powieść nosi tytuł Cienie i opowiada o braciach - Alex' u i Nicku Blood. Osierocone rodzeństwo trafia na lotniskowiec Nów gdzie poznają nowych przyjaciół i przygotowują się do wstąpienia w szeregi Cieni; ściśle tajnej organizacji zwalczającą największe zło na świecie. Dajcie znać czy fragment po niżej się Wam podoba, wtedy będę publikować kolejne części i przy okazji będę miała czas na naukę i pisanie historii o Legolasie, a także Wy nie będziecie czekać na jakąś aktywność czy oznaki życia ode mnie.  A tak na marginesie czy ktoś z Was pisał egzamin gimnazjalny?
tutaj macie linka do bloga Kota.


Fragment 1

Rozmowa John' a i Wolfganga.

 John wszedł do gabinetu brata z uśmiechem na twarzy nawet, jeśli dobrze wiedział, co go czeka. Wolfgang nie siedział za biurkiem tylko opierał się o nie. Dyrektor wezwał go zaraz po treningu, w słuchawce można było bez problemu wyczuć jad, a co dopiero w na żywo? Ktoś mógłby panikować. Wydzierać sobie włosy ze zdenerwowania albo nawet przepłyną w pław kilka set mil morskich byle tylko znaleźć się jak najdalej od porządnie wkurzonego Wolfganga Allena. Jednak John nie był kimś. John był osobą, która jako jedyna potrafi zachować spokój, kiedy Wolfgang ma tak zwany „aleniski okres”.
- Co jest braciszku? Czemu nie siadasz? Hemoroidy cię dopadły?
- Chcesz oberwać w ten głupi łeb!- Warknął. – Blood ostatni raz widział łuk na oczy!
John parsknął.
- Przecież to był wypadek. Nikt nie mógł przewidzieć, że strzała wbije ci się w…- Nie dokończył po ryknął nie pohamowanym śmiechem. Wolfgang tylko wystawił zęby jakby chciał go ugryźć.
- Po kim ty jesteś taki głupi?! – John przestał się śmiać i nic sobie nie robił z tego, że jego brat jest coraz to bliżej nie pohamowanej nerwicy.
- Oj daj spokój! Każdy się czasem lubi pośmiać, kiedy się ostatnio śmiałeś, co?!
- Kiedy upadłeś i sobie ryj rozwaliłeś. – Mruknął. John tylko wywrócił oczami.- Słuchaj młody! Sytuacja jest poważna…
- Mówisz o tym, czy o swoim tyłku?
- Uciekł trzy lata temu i od tamtej pory nie było ani jednego zagrożenia z jego strony. Nie sądzisz, że to podejrzane? Może planować coś grubego albo zamierza dokończyć swój plan z przed czternastu lat. Rozmawiałem już o tym z radą. Są podobnego zdania i postanowiliśmy, że w tym roku przydzielenia będą w lipcu.
-Kiedy?! Zwariowaliście?! Przecież wśród trzynastolatków są tacy, którzy są tu dopiero tydzień!
- Chodzi ci o młodych Bloodów?! Mają potencjał i szybko się uczą, a tacy żołnierze się przydadzą.
- Teraz się przydadzą? A kiedy mierzyli się z treningiem na poziomie zaawansowanym to nie! Wracając do tematu uważam, że jest o głupia decyzja.
- Twojej zdanie się tu w ogóle nie liczy! To już postanowione. Na całym świecie przydzielenia odbędą się w lipcu. Twoim zadaniem jest przygotowaniem tej dzieciarni do przydziału, gdzie to zrobicie to już nie moja sprawa byleby w lipcu. – Wolfgang wpatrzył się w flagi Kanady, Stanów oraz Meksyku.
John przemyślał to wszystko. Jeśli ich główny wróg planuje uderzyć to może lepiej by powiększyć wojsko Cieni o nowe drużyny. Dzieciaki byłyby lepiej przygotowane jednak to zwiastuje rozdzielenie. Bliźniaki bardzo związali się z Cleo, Ernestem i Balim. Jeśli zostaną przydzieleni do innych kasetów to może to być poważny problem. Bliźniaki nie znają tu nikogo. Może gdyby bracia trafili do jednego kasetu to pól biedy, ale jeśli obaj trafią gdzie indziej mogą sobie nie poradzić. Ucierpią nie tylko oni pozostali też. Zjednoczeni przestaną być ich opiekunami, co może odbić się na psychice Bali’ego. Jednak gdyby wszyscy stali się Zjednoczonymi? Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe.
- Wiem, że to ryzykowne, ale innego wyjścia nie ma. Wiesz, jakie są zasady. Wtajemniczani mogą zostać tylko Cienie, im szybciej się dowiedzą o zagrożeniu tym lepiej. – Wolfgang odwrócił się do niego, a w jego czarnych oczach John dostrzegł cos na wzór radości tylko, co było tego powodem? – I tak straciliśmy dzisiaj dwóch Półcieni.
- Kogo? – John ożywił się . Wyrzucono kogoś i on dowiaduje się o tym dopiero teraz?
- Ci dwaj od Kassena. Przyłapano ich na włamaniu do laboratoriom, w którym przechowujemy plany broni i maszyn. Od razu zostali wysłani na wyczyszczanie pamięci i odesłani do domu dziecka w Meksyku.
- Jak to?! Chcieli wykraść plany?!
- Na to wygląda. Tylko nie wiadomo, co się za tym kryło. Kassem jakoś za nimi nie ubolewał.
- On za nikim nie ubolewa.- Mrukną John. Wolfgang chyba pierwszy raz w życiu się do niego uśmiechnął szczerze bez żadnej złośliwości.

- Idź już! Nie spóźnij się na obiad. Potem masz docisnąć swoich wychowanków tak bardzo jak to tylko możliwe. Jeśli nie będą w stanie utrzymać się na nogach będą zwolnieni z pożegnania Ojca i sprzątania.

czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 19

Jedynym źródłem światła był tylko księżyc i gwiazdy  Ledwo widoczna droga i złowrogie drzewa przyprawiały o dreszcze nawet Leśnego Elfa. Konie pędziły ile sił w kopytach lecz elfy wiedziały, że bestia depcze im po piętach. Słyszeli jej warczenie oraz odgłosy łamanych gałązek.
- Co to jest?! - Wrzasnął Elrond jadący tuż za Thranduilem.
- Dokładnie to sam nie wiem! Ojciec opowiadał mi kiedyś, że las zamieszkuje bestia podobna do Warga. Żyła tu jeszcze długo przed nami! Nie udało jej się nigdy złapać, a ten kto to zrobił został roszarpany na strzępy!
- Muszę przyznać, że ten las coraz bardziej wygląda tajemniczo  i przypomina  moja babkę. -wyszeptał Elrond.
- Co ty człowieku chrzanisz?! -  Thranduil popatrzył na przyjaciela jak na wariata.
- A nic. Zmęczony jestem!
- To widać i słychać.

Trzy godziny jazdy jednak zrobiły swoje. Elfy zgubiły  bestię za kamienną ścianą. Teraz nie zostało im już nic innego jak w końcu wracać do domu.Ruszyli ścieżką wiodącą w głąb lasu.
- Zaraz. Czy mu już koło tego głazu nie przejeżdżaliśmy?- Zapytał Elrond wzkazując na wielki głaz leżący przy drodze.
- Pewnie że nie. - rzekł Thranduil. - Jedzimy dalej za chwilę będziemy w domu. Elrond zszedł z konia i położył na głazie chusteczkę.

- Thranduil! Ty nigdy nie przyzanjący  się do błędu idioto! Zrobiliśmy głupie kółko!  Przejeżdżamy obok tego debilnego kamienia chyba z któryś raz z kolei! Dobrze o tym wiedziałeś. Zgubiliśmy się! - Elrond darł się na Thranduila dobra kilka minut. Elf tylko stał obok i przetważał wszytko to co się stało. To prawda zgubili się, a on nawet nie miał pojęcia gdzie są. Są w środku nocy gdzieś w głębi lasu zdani na łaskę tej bestii.
- Chłopaki pewnie już leżą gdzieś w kocie zlani w trupa, a Arwena, Legolas I Tauriel napewno juz dawno wyszli z siebie!
- Ciii- Thranduil popatrzył w gwiazdy.
- A co ty na mnie cichasz?!
-  Na Valarów, zamknij się w końcu! Patrz! Gwaizdozbiór drzewa!
- No i...
- To znaczy, że jesteśmy na granicy Gór Szarych. Szybko jedziemy! Jak do nich dotrzemy to znajdziemy ścieżkę to wtedy wrócimy do domu!
- Ale to jest ścieżka! -  Krzyknął za Thranduilem.
- Ale przypomniało mi się, że to teren bestii!

- Obiecaliśmy im, że wrócimy po trzech dniach.  Jest już czwarty dzień. Dziękuję ci bardzo za takie wycieczki. - Elrond juz leżał na koniu. Słońce grzalo okropnie, im kończyły się zapasy wody.
- Pojechaliśmy do damtej części tylko po ten kwiat.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że ta ścieżka była tylko trzy metry od nas.
Do Gór Szary dojechali pod ranem. Jak się później okazało droga prowadząca do zamku była odalona o trzy metry. Wystarczyło tylko przejechać przez krzaki i już by zaoszczędzili cztery godziny jazdy.
Upał dawał się znaki także konią. Elfy postanowiły ulżyć trochę biednym zwierzętom i od pół godziny prowadziły ich za uzdy.
- El, ponieś mnie
- Jeszcze czego? Jak zaraz nie znajdziemy jakiegoś strumyka to chyba wszyscy umrzemy z pragnienia...
Elf potknał się o wystający korzeń. - Ej tu jest błoto!
- Jak jest błoto jest i woda! Słyszysz? ! Szum wody! Jest blisko chodź albo leż przyniosę ci.
Thranduil  napełnił wiadro które było przyczepiene do jego siodła napełnił je i zaniósł do konia by ten mógł w końcu się napić, zrobił tak też w przypadku drugiego zwierzaka.
- El wstawaj! -  Oblał przyjaciela wodą.  Ten zerwał się na równe nogi. Thranduil zaprowadził go do strumyka gdzie potem wepchnął do wody.

- Wieczór się zbliża. Jedzimy bo nie chce siedzieć w tym lesie ani chwili dłużej.
Napojone konie pędziły ile sił miały w kopytach. Zostawał po nich tylko kurz.
-  Jeszcze godzina!- Thranduil krzyczał jak dziecko które dostaje upragnioną zabawkę, gdy był w palący nigdy bo do czegoś podobnego nie doszło.
- Światła!  Widzę światła! - Elrond z łzami w oczach poganiał konia. Droga sktociła się o piętnaście minut. Dojechali do mostu a potem już nawet nie pamiętali jak trzy małe istoty rzucają im się na szyje.

poniedziałek, 21 marca 2016

Wyjaśnienie dla Was i dla Kota.

Otóż zawiesze bloga jak ocen nie poprawie rozdziały będą cały czaś dodawane, więc nie macie potrzeby się martwić :)
Kocie, Matko jedyna do grobu mnie jeszcze wpedzisz. Las będzie, babka będzie wszytko będzie tylko mnie tak nie strasz :D
Sama bym nie wytrzymała do wakacji. Kocie trzeba zmienić matrmatyczke na następny rok.
A co do tego lasu i babki to wszytko dzieło Kota!

niedziela, 20 marca 2016

Małe klopoty

Cześć Kochani o tuż w sobotę i dzisiaj rozdziału nie było ponieważ zawalilam trochę naukę i jednym słowem rodzice są mega wkurzeni. Co to zwiastuje? Niestety będę musiała zawiesić bloga do końca roku szkolnego :( Otóż przez poniedziałek i wtorek nadal nic nie będzie ale może uda mi się dodać rozdział w środę.
To moja wina , że tak wyszło. Podeszłam do nauki w gimnazjum na zbyt wielkim luzie i oto efekty... :(
Jednak dziękuję Wam , że jesteście i czekacie na rozdziały które wcale nie wychodzą tak jak mają wychodzić ;(